Na drugim wieczorze autorskim z cyklu „Płockim piórem” gościliśmy Marię Szulińską. Termin spotkania był wyjątkowo fortunny, bo 21. marca przypada światowy dzień poezji, zaś dzień wcześniej zaczęła się kalendarzowa wiosna. Zbiegło się to idealnie z atmosferą imprezy, której motywem przewodnim były nie tylko poetyckie słowa, ale także wiosenne kwiaty.
Książnicowy cykl spotkań z płockimi autorami opiera się na pomyśle, by z bohaterami rozmawiać tyleż o literaturze, co o całej reszcie. Z Marią Szulińską rozmawialiśmy zatem o jej nieprzeciętnie artystycznym wychowaniu (mama to poetka i malarka, zaś tata to muzyk), o młodości przetańczonej w płockich zespołach folklorystycznych (m.in. w zespole Politchniki Płockiej „Masovia”) , o serdecznych więziach z ludźmi (począwszy od harcerstwa, a skończywszy na aktywnej działalności w fundacjach pomagających dzieciom z ubogich stron świata), a także o ogrodzie pełnym róż (Szulińska okazała się nie tylko ich wielbicielką, ale i znawczynią).
Na tym szerokim tle wiersze czytane przez autorkę uderzały liryczną zwięzłością oraz językową powściągliwością, siłę wyrazu czerpiąc raczej z niedomówienia lub wiary w intuicję odbiorcy niż z wykładania idei czy emocji kawa na ławę. Niedawno wydana książka Marii Szulińskiej ma tytuł „Trochę więcej…” i na pewno nie dotyczy on ilości słów w tym szczupłym tomiku. Natomiast poezji – jak najbardziej.
Maciej Woźniak