19 października 1745 r. zmarł JONATHAN SWIFT (ur. w 1667 r. w Dublinie), angielski pisarz, autor utworów satyryczno-publicystycznych, w których śmiało rozprawiał się ze społecznymi, politycznymi i obyczajowymi absurdami swoich czasów. Mimo że większość życia spędził w katolickiej Irlandii był pastorem kościoła anglikańskiego, dziekanem w Katedrze św. Patryka w Dublinie.

Najbardziej znany jako autor autor powieści fantastycznej Podróże Guliwera, która dała mu trwałe miejsce w literaturze światowej. Podróży Guliwera są satyrą na brytyjskie społeczeństwo i scenę polityczną, ale ze względu na fantastyczny i przygodowy charakter przez lata była uważana za powieść dla dzieci.

Po śmierci Swifta jego cały majątek został przekazany na ufundowanie szpitala dla chorych psychicznie.

Motto z nagrobka Jonathana Swifta autorstwa Swifta:

Swift pożeglował na swój odpoczynek;
Barbarzyńska wściekłość
Nie może go tam już dosięgnąć.
Jeżeli masz odwagę spróbuj naśladować
Wędrowca osaczonego przez świat;
Bo służył wolności człowieka.

 /grafika z serwisu: www.thesundaytimes.co.uk/

O wartości artystycznej najbardziej znanego dzieła Swifta Podróże Guliwera i jego wpływie na wyobraźnię artystów z różnych epok świadczą nawiązania literackie. W poezji polskiej dialog literacki ze Swiftem podjęli: Czesław Miłosz, Ernest Bryll, Jacek Kaczmarski

Ernest Bryll: DO JONATHANA SWIFTA

Do Ciebie zwracam się dziekanie
Ja – jeden z karłów Liliputu
Wiem, jeśli człowiek przy mnie stanie
Nie sięgnę przyszwy jego butów

Wiem, jak jest śmieszne podglądanie
Z tej wysokości, jatek naszych:
– Główki pośpiesznie pościnane
Spęczniałe niby ziarnka kaszy
Po mysich dziurach piski, spiski
Żałośne antyszambrowanie
Wielkie żeglugi na dnie miski…

To wszystko prawda mój dziekanie

O, obiektywny aż do kości
Tyś, skrobiąc słowa swe z rozwagą
Stworzył człowieczej wyniosłości
Olbrzymów kraju Brobdingnagu

I ludzkość nagle tak skarlała
Po wielkiej pięści chmurą ciemną
Jej mądrość cała, honor, chwała
Krzykiem Jahusa w noc jesienną

Wśród  ludu mężnych Liliputów
Wielkie stąd było świętowanie
Że “nikt nie wyższy przyszwy butów”
Dziękuję za to, mój dziekanie

Co będzie dalej – Przenikliwy
Którego mądrość zachwyt budzi
Wśród karłów, ludzi i nadludzi?…
Czy można odkryć ląd szczęśliwy?
Czy można skończyć wędrowanie
Po cierpkim, chwiejnym oceanie?…

– Wytłumacz mnie nędznemu, powiedz
Skądże pod niebem twej ironii
Dojrzała sucha niby owies
Insuła przepoczciwych koni
Skąd po satyrach to bajanie?
Pytam cię pięknie, mój dziekanie

Pytam się ciebie, pytam siebie
Dlaczego nikt z nas nie wytrzyma
Tej wiedzy, że nic więcej ni ma
Że starczy zmienić perspektywę
A to co dla nas krwawe, żywe
Co wielkim z wielkich – tak maleje
Jak śmieszne prawdy i nadzieje…

Nie będzie wyspy gniadych, siwych
Szpaków, bułanych, sprawiedliwych
Żadne nie stworzy jej pisanie

To chyba prawda, mój dziekanie
A jednak skończyć tak nie mogą
Choć to jest głupie, słucham, czekam

Może przez wodę, kamień, ogień
Dobiegnie do nas skądś z daleka
Houyhnhnmów rżenie błogie

O jakże piękne to śpiewanie!
Ja, biedak z kraju Liliputów
Co jeśli przy człowieku stanie
Nie sięgnie przyszwy jego butów
Jestem ci równy, mój dziekanie

Naiwne łączy nas czekanie

O Autorze

Podobne Posty